Setúbal bay

Samochodową wycieczkę zaczyliśmy od największego zawodu, jaki mnie spotkał w Portugalii, czyli miasteczka Sines. Nie polecam tego miejsca. Zjadłam tam chocos, czyli mątwę w panierce i to jest moje najlepsze wspomnienie z tego miasta. Chocos widziałam tylko na południu kraju, podobnie zresztą jak Caracois (ślimaki). W Lizbonie w każdej knajpie widnieje narysowany odręcznie markerem na kartce A5 ślimak i napis “Há caracois” czyli “Mamy ślimaki”. W Porto nigdzie tego nie widziałam. Chocos tak naprawdę są bardzo podobne do Lulas, czyli kałamarnic. Najbardziej szkoda było mi Rafała T., który prosto z Lizbony, w której spędził bardzo mało czasu, trafił z nami do tego paskudnego portu, na szczęście potem było już tylko lepiej.

Rafał J., Kama i Rafał T. Ja i Agata myjemy zęby. Przydrożna pełna uroku knajpina. Wspomnę tu, że w Portugalii warto czasem wejść do niepozornej knajpy, bo kawę mają pyszną wszędzie. W mieście knajpa stoi na knajpie, pasteleria (piekarnio-cukiernia) na pastelerii i nawet te najbardziej ubogie mają swoją stałą klientelę. To niesamowite. Nic dziwnego, że tak trudno zmusić się, żeby jadać śniadanie (i inne posiłki) w domu.

Wreszcie dojechaliśmy i odnaleźliśmy miejsce warte całego zachodu. Wcześniej byliśmy też na dość ciekawej lagunie, gdzie można było kąpać się w płytkiej, gorącej wodzie tuż przy oceanie. Jednak dopiero Troia pokazała nam, co może skrywać w sobie Portugalia. Troia to wąski półwysep na zatoce. Na chybił trafił przebiliśmy się z drogi na drugą stronę półwyspu przez zakrzaczone wydmy. Trafiliśmy na boską plażę, na której daleko opalało się dwoje nudystów, a poza tym nie było nikogo. Woda była turkusowa, a w tle widać było wzgórza Setúbalu. Jedynym minusem było trochę komarów. Tak naprawdę plaża ta jest bardzo blisko Lizbony. Jeśli ktoś ma samochód, weekendy może spędzać w przepięknych, egzotycznych i pustych miejscach. Bardzo tego zazdrościłam.

Kolejny punkt to Praia da Arrábida. Bardzo blisko Setúbalu, a więc też bardzo blisko Lizbony. Bardziej zatłoczona, ale równie niesamowita. Z Troi dostaliśmy się do niej promem, z którego widzieliśmy ogromne meduzy. Rafał i Agata opowiadali nam, że gdy płynęli w poprzednią stronę, meduz tych były setki. Nie są one bardzo jadowite. Z promu robią naprawdę duże wrażenie, ale rzadko podpływają do brzegu. Widziałam je chyba dwa razy na plaży w Lizbonie, mają pół metra, metr, ale myślę, że wiele z nich może być jeszcze większych.

Na Praia da Arrábida prawie nie ma fal, jako że jest w zatoce. Mnóstwo małych łódeczek, w okół wzgórza. Nie nocowaliśmy na plaży, bo jest to zabronione, poza tym kręcił się tam dziwny bezpański pies. Od znajomych wiem też, że można spotkać lisy.

Zapamiętałam Sesimbrę jako raj dla podniebienia i namówiłam wszystkich, abyśmy zajechali tam na kolację. Okazało się, że oprócz tego, że jest tam mnóstwo restauracji z rybami i owocami morza, jest też całkiem malownicza.

Nie odnalazłam tej restauracji, gdzie jadłam kiedyś pysznego kraba (a w innej jadłam też bardzo niedobrego kraba, więc z tym należy uważać, zresztą jak chyba ze wszytkimi owocami morza w Portugalii, warto szukać tej najlepszej knajpy). Trafiliśmy gdzie indziej, zamówiłam sałatkę z ośmiornicy i też było dobrze. Na zdjęciu homar, czyli coś, czego jeszcze nie próbowałam, bo jak wiadomo, jest to droga sprawa. Ten ma tutaj całkiem dobrze, może jego koledzy zostali już wyłowieni i zjedzeni. Bywa że w akwariach zwierzęta strasznie się cisną.

Papugi są w Portugalii bardzo popularne. Często można je zobaczyć przed domami, zawieszone w klatkach koło okien lub wystawione przed drzwi. Ale tyle w jednej klatce widziałam tylko raz.

Jedno z najlepszych wspomnień z tej wycieczki to jazda samochodem drogą, która biegnie po grzbiecie wzgórz zatoki. Niesamowite widoki na ocean, świetni ludzie i wakacyjna muzyka.
woow ! piekne opisy pod zdjeciami :))
Dzięki kochana!:*